873bb9563fc22dd7bea3e1a5107f6068.jpg

Lwowskie domy znanych ludzi. Część trzecia

Nadchodzi wiosna, czas nadziei, słońca i długich spacerów wśród śpiewu ptaków. Pora więc na kolejną wycieczkę i odwiedziny w domach, w których na różnych etapach życia mieszkali znani lwowianie. Choć akurat w tym odcinku znany nie zawsze będzie oznaczał popularny, ale może to i lepiej. A więc w drogę!

Zanim jednak zaczniemy  nasz spacer  poczekajmy na tych, którzy na chwilę odłączyli się od spaceru i potrzeba im przypomnieć, gdzie byliśmy wcześniej. Jeśli ktoś zapyta

Kto znany mieszkał we Lwowie?


To wtedy polecamy mu te, nomen omen, adresy
 

Lwowskie domy znanych ludzi część pierwsza

Lwowskie domy znanych ludzi część druga

 

No, a teraz już idziemy dalej, bo czekają na nas wspaniali mieszkańcy, wśród nich nie może zabraknąć tego Pana:

Zygmunt Gorgolewski

Architekt i twórca najpopularniejszego punktu wśród turystów odwiedzających Lwów – Teatru Wielkiego, teraz nazywanego częściej lwowską Operą. Paradoksalnie we Lwowie Gorgolewski spędził zaledwie 10 (ostatnich) lat swojego życia. W celu zapewnienia patriotycznej edukacji dla córek postanowił przenieść się z Wielkopolski i pruskiego zaboru właśnie do galicyjskiego miasta. W 1896 roku jego projekt zwyciężył w konkursie na Teatr Miejski, pokonując projekt twórcy Teatru Krakowskiego Jerzego Feintucha-Zawiejskiego. Zaledwie 4 lata później, przy udziale m.in. Henryka Sienkiewicza, nastąpiło uroczyste otwarcie Teatru Wielkiego we Lwowie. Niedługo później Gorgolewski zmarł. Legenda mówi, że jego serce nie wytrzymało krytyki ze strony gazet, które uparcie, twierdziły, że położona na rzeką Pełtwią konstrukcja budynku może nie przetrwać kilku lat. Przetrwała do dzisiaj i nadal zachwyca odwiedzajacych Lwów swoim pięknem . We Lwowie zobaczymy zatem jego największy projekt zawodowy, dom w którym mieszkał i nagrobek na cmentarzu Łyczakowskim, w którym spoczął. Szkoda tylko, że żadna z pięknych brukowanych ulic nie nosi jego imienia. 

Dom Zygmunta Gorgolewskiego we Lwowie

We Lwowie nie dane było doczekać spokojnej starości kolejnemu z naszych bohaterów. 

Marian Hemar

Poeta, pisarz, kuzyn Stanisława Lema, student medycyny i filozofii, ochotnik Wojska Polskiego w wojnie z bolszewikami, wraz z Julianem Tuwimem autor tekstów do najpopularniejszego przedwojennego kabaretu, twórca szlagierowych piosenek, romantyk, polski patriota … można, by znaleźć wiele określeń dla Jana Mariana Heschelsa, bo tak naprawdę nazywał się Hemar, jednak tym najważniejszym i najtrafniejszym określeniem jest wielki piewca utraconego Lwowa. Wojna pozbawiła go jego ukochanego miasta, o którym podczas frontowej zawieruchy zawsze pamiętał, czy to w Rumunii, Palestynie, Egipcie czy w Londynie, dokąd wojenny szlak go finalnie zaprowadził. Nigdy nie pogodził się z politycznymi postanowieniami i utratą Lwowa co mocno i nieprzejednanie podkreślał w swojej powojennej twórczości. Jak sam napisał we wstępie do tomu wierszy „Chlib Kulikowski” 

Temat Lwowa jest obsesją moich wierszy i piosenek –. – Nie mogę się i nie chcę jej pozbyć”. „Toteż przeznaczam ją [tę książkę] tylko dla czytelników o tej samej obsesji, tym samym co mój kompleksie, tej samej kataleptycznej zawziętości, tylko dla lwowian”  

 

Lwowski dom Mariana Hemara

Dedykacja była tylko dla lwowian, ale po latach okazuje się bardzo nietrafna. Jego twórczość jest dla wszystkich, a Lwowem może zachwycić się każdy, niezależnie gdzie mieszka. Każdego 1 listopada włączam piosenkę Włady Majewskiej, ze słowami Hemara, polecam ją i Wam, jeśli chcecie poczuć czym jest pamięć i duma z miasta, oraz nuta smutku za jego utratą. 

Karolina Lanckorońska

Ze świecą szukać obecnie takich postaci. Arystokratka, historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza. Od 1934 roku do rozpoczęcia wojny mieszkała we Lwowie, w bliskim sąsiedztwie domu Władysława Bełzy. 

Jej „Wspomnienia wojenne” to jedna z najtrudniejszych lektur, pokazujących koszmarny obraz sowieckiej i niemieckiej  okupacji Lwowa.  Podczas jednego z przesłuchań szef Gestapo w Stanisławowie Hans Kruger myśląc, że dni Lanckorońskiej są policzone wprost przyznawał się do brania udziału w mordzie lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich w 1941 roku. Relacja z tej rozmowy była później ważnym dowodem dopuszczenia się tej okrutnej zbrodni przez Niemców. Karolina Lanckorońska angażowała się niemal w każdą możliwą działalność konspiracyjną na okupowanych terenach, niejednokrotnie narażając życie, by pomóc innym. A w dodatku jak nikt inny potrafiła doprowadzić do frustracji funkcjonariuszy sowieckich. 

A szczo wy robyły pered wojnoj?" -pytali z ironią.
"To samo, co teraz, uczyłam na uniwersytecie, tylko miałam spokój i mogłam poza tym pisać książki, a teraz to nawet wykładów nie mogę przygotować, bo co rano kolbami walicie w moje drzwi, potem wchodzicie, siedzicie, pytacie, co dzień o to samo, uniemożliwiacie wszelką pracę, a przy tym się mówi, że w Sowietach dbają o pracę naukową".
- "A że wy grafini".
- "U was to nie wiem, ale w Polsce to nie""
- Jako w Polsze niet?"
- "Konstytucja nie uznawała tytułów".
Gdy padało święte słowo "konstytucja", baranieli. Pokazywałam wówczas moje dokumenty i legitymacje, oczywiście bez tytułu dziedzicznego.
- "Prawilno, że nema! Ałe wasz bat'ko, kto był?"
-"Mój ojciec był mecenasem sztuki". Na takie dictum moich interlokutorów brała rozpacz.
"Chodyte na NKWD"


Jej wojenne losy zakończyły się w obozie koncentracyjnym Ravensbruck, dokąd została wysłana przez Niemców. Szczęśliwie, nie zakończyło się tam jej życie. Po wojnie osiadła we Włoszech i stamtąd wspierała polskie instytucje emigracyjne i kulturalne. Bogate zbiory obrazów rodu Lanckorońskich zostały przez nią przekazane polskim muzeom m.in. obrazy Rembrandta dla Zamku Królewskiego w Warszawie. 

Lwowski dom Karoliny Lanckorońskiej

W odwrotnym niż przekazane obrazy kierunku, z Warszawy do Lwowa w trakcie II Wojny Światowej przybył:

Tadeusz Boy Żeleński 

Powiedzmy szczerze, Boy Żeleński znalazł się we Lwowie w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Badacze jego życiorysu powiedzą może nawet, że sam Żeleński urodził się w niewłaściwym dla siebie czasie. Współcześnie widzielibyśmy go w tłumie kobiet maszerujących na Strajku Kobiet, ale przed wojną prawa kobiet i ich rola była zupełnie inna, więc poglądy Żeleńskiego zakładające powszechną edukację seksualną, świadome macierzyństwo i legalną aborcję budziły jeszcze większe kontrowersje niż obecnie. Lekarz z zawodu, tłumacz literatury francuskiej z powołania, całe swoje życie związany był głównie z Warszawą i Krakowem.  Wymuszony bombardowaniem stolicy wyjazd do Lwowa odcisnął jednak na jego życiu ogromne i tragiczne piętno. Szukając schronienia trafił do sowieckiego Lwowa, co dla inteligenta zdawało się nie być idealnym wyborem. Jednak przedwojenna opinia zwalczanego przez środowiska prawicowe i narodowe aktywisty spowodowała, że Sowieci wyczuli szansę na zdobycie znanej osobistości dla swojego projektu. W ten oto sposób Boy Żeleński został profesorem Uniwersytetu Lwowskiego wykładając historię literatury francuskiej. Samo w sobie nie było to złe i na życiorysie Boya nie spowodowałoby rys, gdyby nie fakt, że na tym współpraca Boya z Sowietami się nie kończyła, co zauważył przyszły dowódca Armii Krajowej Stefan Rowecki pisząc do Generała Sosnkowskiego 

 Na osobną uwagę zasługuje komunistyczna grupa inteligencji polskiej, skupiona we Lwowie dookoła dziennika „Czerwony Sztandar”. Grupa pisarzy polskich o znanych nazwiskach zaciągnęła się tam na służbę najeźdźcy. Należą tu: Boy-Żeleński, Wanda Wasilewska, Halina Górska, Tadeusz Hollender i inni. 

Jak więc łatwo się domyślić, nie było to towarzystwo szczególnie tęskniące za przedwojennym Lwowem i uczestniczenie w wiecach wraz z nimi nie powodowało wyrazów sympatii płynących od walczących w konspiracji lub będących na emigracji rodaków. Niemniej jednak, wiele źródeł mówi o tym, że Boy traktował ten epizod jako szanse na przeżycie, możliwość robienia tego co kocha, czyli uczenia literatury i starał się jak mógł pomagać i wstawiać za ludźmi, którym groziła deportacja. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej wiedział, że za współpracę z Sowietami Niemcy nie będą do niego przyjaźni nastawieni i przeczuwał najgorsze. Nie spodziewał się jednak, że kres nadejdzie tak szybko. 30 czerwca 1941 Niemcy zajęli miasto, a już 3 lipca wkroczyli do mieszkań kilkunastu lwowskich profesorów z rozkazem zabrania ich wraz z towarzyszącymi im osobami. Przebywający w mieszkaniu Profesora Jana Greka Boy nie miał innego wyjścia jak udać się do bursy Abrahamowiczów, gdzie po przesłuchaniu podzielił smutny los ofiar mordu na Wzgórzach Wuleckich. 

W tym lwowskim domu ostatni dzień życia spędził Tadeusz Boy-Żeleński

Ten sam los Niemcy zgotowali wybitnej postaci dla Lwowa i całego kraju. 

Kazimierz Bartel

Pięciokrotny przedwojenny Premier Rządu Polskiego, Profesor Politechniki Lwowskiej i jej rektor, międzynarodowej sławy specjalista od geometrii wykreślnej, Obrońca Lwowa w 1918 roku i przewodniczący Komitetu Obywatelskiego w obronie miasta w 1939 roku. Już sam wstęp świadczy, że mamy do czynienia z nie byle kim. Wymagający profesor, bezpośredni w stosunkach i dysponujący dużym poczuciem humoru był wielką dumą Lwowa. Polityczną drogę Bartla bliżej przybliżam w tekście o lwowskich politykach, natomiast jego śmierć na Wzgórach Wuleckich wciąż jest mimo wszystko zagadką dla historyków. Jedna z tez mówi o tym, że Niemcy zamordowali go za to, że w 1940 roku rozmawiał ze Stalinem i podejrzewali, że mógł z nim zawrzeć pakt, druga natomiast jest zupełnie inna i mówi o odmówieniu utworzenia rządu polskiego sprzyjającego Niemcom, na wzór rządu Petaina we Francji. Do 20 lipca Niemcy traktowali Bartla dobrze pozwalając na pisanie listów do żony, które do teraz pozostają ważnym dowodem historycznym. Jednak od 21 lipca w więzieniu przy ulicy Łąckiego rozpoczęły się brutalne przesłuchanie byłego premiera Polskiego rządu. Wycieńczonego Bartla w nocy z 25 na 26 lipca rozstrzelano. Pytanie dlaczego zginął pozostaje otwarte. 

Dom Kazimierza Bartla

Zaraz obok domu Premiera Bartla mieszkali: 

Aleksander Mazucatto /Nikita Chruszczow

Co mogło połączyć polskiego księgarza i właściciela wydawnictwa z pochodzącym z chłopskiej rodziny ukraińskim komunistycznym sekretarzem? Dom we Lwowie! Mazuccato, który do 1939 roku był właścicielem domu, mógł w tym wypadku narzekać na dziejową niesprawiedliwość, ponieważ stracił życiowy majątek na rzecz Sowietów i Chruszczowa, który podczas sowieckiej okupacji właśnie w tym domu pomieszkiwał. Nowy gospodarz domu dał się mocno we znaki polskiej społeczności w mieście. To pod wpływem jego rozkazów i presji rozpoczęły się czynności mające na celu przesiedlenie Polaków ze Lwowa. Widząc opór ludności polskiej nakazał powoływanie do Armii Czerwonej, tych którzy nie chcieli  „dobrowolnie” opuścić do Lwowa. Po 1945 ludność Polska we Lwowie stanowiła już marginalną część. Dlatego tak ważne jest, by doceniać, tych którzy tam wytrwali i żyją po dziś dzień. 

Dom Aleksandra Mazuccatto, obecnie hotel. 

Okazji do życia we Lwowie po wsze czasy nie dostał

Witold Szolginia


Drugi obok Jerzego Janickiego arcylwowianin z Łyczakowskiej. Dom przedstawiony na zdjęciu oraz losy jego mieszkańców przed II Wojną Światową Szolginia spisał w swojej fantastycznej książce „Dom Pod Żelaznym Lwem”. W niezwykle precyzyjny, jak na architekta przystało, sposób opisuje utracone miasto i tkwiącą w jego duszy tęsknotę za nim. 

Byłem, jestem i do końca mojego życia będę rzeczywistym, prawdziwym, na górnym Łyczakowie urodzonym Lwowianinem. Nikt mnie nigdy z tej godności i tego obowiązku nie zwolnił- ani ostatni polski Gospodarz Miasta, pan prezydent Stanisław Ostrowski, ani nikt inny. Ja sam tego nigdy nie uczyniłem, nie wyrzekłem się, nie wyparłem, nie zapomniałem. I nie zmieni tego faktu owej dozgonnej przynależności do Lwowa, ta okoliczność, że muszę – choć ciągle nader ciężko mi to przychodzi- żyć z dala od Niego, nie oddychać Jego powietrzem, nie chodzić Jego ulicami. Nie wspinać się na Wysoki Zamek, nie odwiedzać parku Łyczakowskiego lub Stryjskiego. Nic to jednak nadzwyczajnego, nie ja pierwszy, nie ja jeden, są takich wciąż jeszcze tysiące. 

O Lwowie starał się pisać i mówić, gdzie tylko się dało. Kanonem obowiązkowym każdego fana Lwowa, są gawędy „Krajobrazy serdeczne”, emitowane na falach Polskiego Radia, w których z pamięci przybliżał codzienne życie przedwojennego Lwowa. Jego warszawskie mieszkanie wypełnione lwowskimi pamiątkami było Mekką dla rozsianych po świecie lwowiaków, w którym każdy choć na chwilę zapominał o tęsknocie. 

Dom Witolda Szolginii na Łyczakowie.

Podobną atmosferę można było poczuć w oddalonym o kilkaset kilometrów na południe Polski domu w Bieszczadach, w którego gościnne progi zapraszał:

Stanisław Rusin


Zapewne niejednokrotnie czytaliście artykuły mówiące o pracującej w korporacji osobie, która nagle odchodzi z firmy, by rozpocząć życie w innym miejscu. W wersji popularnej brzmi to

A może by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?

Gdyby do tego zdania miano przypisać osobę to byłby to niewątpliwie Stanisław Rusin. W latach 70-tych postanowił on bowiem zrezygnować z kariery naukowej i zająć się prowadzeniem gospodarstwa hodowlanego, które z czasem przerodziło się w najstarsze gospodarstwo agroturystyczne w Polsce. Stanisław Rusin własnoręcznie karczował, rąbał, siekał wszystko co było na opuszczonym polu, by finalnie stworzyć miejsce, które po dziś dzień nosi nazwę „Rusinowa Polana” Jak pisał Marcin Meller w Newsweeku:

Nigdy nie wiedziałem, ile jest prawdy w snutych przez niego długimi nocami na Rusinowej Polanie pod Dwerniczkiem opowieściach, słynnych na całe Bieszczady i pół Polski za sprawą przedziwnej mieszanki gości, którzy siadali przy stole Pana Stanisława, jego żony Krysi i ich dzieci. (…) Wszak mówił, że nie wolno kłamać, lecz należy mówić rzeczy prawdopodobne.

I tutaj dotykamy baciarskiego sedna sprawy. Stanisław Rusin nie mógł bowiem przez lata komuny opowiadać o swojej przeszłości, przynajmniej publicznie. A była ona prawdziwie lwowska!  Przed wojną jego ojciec był szanowanym dyrektorem tramwajów lwowskich, a spokojne życie rodziny Rusinów przerwał wybuch II Wojny Światowej. W trakcie niej ojciec Stanisława, przebywający wraz z wojskiem poza granicami kraju, musiał przypomnieć sobie o swoich zdolnościach lotniczych i służyć pomocą brytyjskiemu lotnictwu jako nawigator, za co później zostanie odznaczony przez Króla Jerzego Orderem Imperium Brytyjskiego. Wiedząc co go czeka w komunistycznym kraju z łatką pilota RAF-u , postanawia zostać na Wyspach Brytyjskich. Stanisława zobaczy dopiero po niemal ćwierć wieku, a antykomunistyczna działalność wywoła wiele komplikacji dla pozostałej w Polsce rodziny Rusinów. Jeszcze w trakcie wojny uciekają oni z sowieckiego Lwowa do będącego w obszarze Generalnej Guberni Zakopanego. Pomimo dramatycznych chwil i rozłąk udaje im się doczekać końca wojny. Po jej zakończeniu brat Stanisława Andrzej nie wiedząc o losach ojca składa papiery do Marynarki Wojennej w Gdyni. Śledczy z UB dowiadują się jednak co rzeczywiście robi Jan Rusin, za co Andrzej zostaje oskarżony przez władzę o próbę sfałszowania ankiety. Cudem udaje mu się odpłynąć statkiem z kraju i wysiadając w porcie w Anglii postanawia zostać na obczyźnie. Walka z komunistyczną władza jest  zresztą stałym elementem w życiorysach Rusinów, a w przypadku Stanisława przybrało to wręcz formę dosłowną. Za uderzenie ( w imię zasad) działacza komunistycznego spotka go wiele nieprzyjemności i łatka wroga władzy ludowej. Chwile wytchnienia znajduje w sporcie, gdzie daje się poznać jako niezrównany narciarz i mistrz Polski w biegu zjazdowym. Fenomenalną karierę przerywa w 1957 złamanie nogi podczas zawodów. Wtedy po raz pierwszy radykalnie zmienia swoje życie i dzięki swojej wrodzonej inteligencji kończy we Wrocławiu studia na Wydziale Melioracji Wodnych Akademii Rolniczej. Po kilku latach, niespodziewanie dla niego samego, praca zawodowa i życie osobiste nie sprawiają mu radości, zostawia więc asystenturę na uniwerystecie, by wyruszyć w nieznaną przygodę w Bieszczadach. 

Pana Stanisława niestety nie ma już na świecie, ale dzięki jego dzieciom magia Rusinowej Polany wciąż pozostała. Przekonajcie się sami!

Aha! Byłbym zapomniał!

Stanisław Rusin powrócił po latach do Lwowa. Tym razem już jako gość, odwiedził swój dawny dom i spotkał się z bardzo ciepłym i pełnym szacunku przyjęciem u pracowników, położonych tuż obok warsztatów tramwajowych, którzy wciąż pamiętali Pana Dyrektora Rusina. I tym właśnie jest lwowska wierność!  
 

Dom rodziny Rusinów.

A na sam koniec spaceru

Kazimierz Mann

Architekt, malarz, grafik, twórca plakatów, absolwent Politechniki Lwowskiej i Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, ojciec legendarnego dziennikarza radiowej Trójki. Przed feralnym 1939 rokiem był kierownikiem atelier grafiki Polskiej Agencji Telegraficznej, uhonorowany złotym medalem Światowej Wystawy w Nowym Jorku, a jego polichromia zdobiła schronisko na Gubałówce. W trakcie II Wojny Światowej jego prace publikowano w niemieckich gazetach propagandowych, za co  w powojennej Polsce ponosi srogą kare i spędza 5 lat w więzieniu. Po wyjściu z więzienia tworzy plakaty zdobiące filmy rysunkowe dla dzieci, pocztówki, na których uwiecznia grupy etniczne, był również projektantem opraw plastycznych na międzynarodowych wystawach i targach. We Lwowie zostaje po nim rodzinny dom, który podczas wizyt w mieście odwiedza jego syn Wojciech, co wspominał w wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego:

Tak, mam adres domu mojego dziadka, który stoi do dzisiaj, byłem tam parokrotnie. To okazała willa przy fajnej ulicy. Niestety, kiedy tam wszedłem, zobaczyłem, że została podzielona ścianami z dykty na cztery czy pięć mieszkań. Chyba trochę gorzej to wygląda niż w oryginale. (..)Zmuszono najpierw Rosjan, potem Ukraińców, do usuwania stamtąd śladów polskich, jakimś cudem nad drzwiami tej willi zachował się herb dziadka. Albo go nie zauważyli, albo nie uznali za wrogi. Patrzyłem na niego ze wzruszeniem.

Dom rodziny Mannów.

I jak, zmęczeni? Trochę się nachodziliśmy ale myślę, że było warto. Już niedługo kolejny spacer i kolejne wspaniałe domy do zobaczenia!

Chcesz zobaczyć miejsca związane ze znanymi ludźmi pochodzącymi ze Lwowa i odiwedzić ich domy?

Napisz do Baciara i wspólnie zaplanujmy idealny wyjazd do Lwowa!

Kontakt

Polub Baciara na Facebooku

Polub Baciara na Instagramie